piątek, 31 maja 2019

Rowerowy Dzień Mamy

     W tym roku Dzień Matki wypadał w niedzielę, nie mogliśmy go więc świętować inaczej niż na rowerze ;-) Tym razem na wycieczkę zaprosiliśmy same rodziny z dziećmi, tak aby dzieciaki mogły naprawdę sobie marudzić i jechać w swoim tempie. I abyśmy my mieli poczucie, że naprawdę nikomu to nie przeszkadza ;-)
      Ponieważ Dzień Matki, to i mam na wycieczce było dużo. Oprócz mnie, jeszcze oczywiście Mama M., a także moja koleżanka z pracy - Lidka z synkiem Szymonem i zapoznana na grupie na FB Kinderwyprawki Rowerowe - Agnieszka z synkiem Markiem. Tworzyliśmy naprawdę niezłą ekipę:



    A dokąd się wybraliśmy? Jeździliśmy w okolicach Otwocka. Najpierw pojechaliśmy na Bunkry na Dąbrowiecką Górę, czyli było coś dla chłopaków. Potem do Pałacu w Otwocku Wielkim, czyli było  coś dla dziewczyn. A potem na obiad w Lipowym Gościńcu, czyli było też coś dla wszystkich łasuchów - i tych małych i tych dużych :-)
      To był naprawdę udany Rowerowy Dzień Mamy!





Trasa - ok. 58 km

poniedziałek, 20 maja 2019

W gościnie u de Girarda

    Tegoroczna wiosna jest bardzo kapryśna, jeśli chodzi o pogodę. Już dawno mieliśmy zaplanowaną ciekawą wycieczkę na niedzielę 19 maja. Niestety prognozy nie były na ten dzień najlepsze i realizacja naszych planów stanęła po dużym znakiem zapytania. Zwłaszcza jak po przebudzeniu ujrzeliśmy ciężkie burzowe chmury wiszące nad naszym domem. Ponieważ na wycieczkę umawialiśmy się z różnymi znajomymi, dzień zaczęliśmy od wykonania kilku telefonów, aby podjąć wspólnie decyzję czy jedziemy.
    Część osób zniechęcona niepewną pogodą się wykruszyła, ale byli też tacy, którym ewentualny deszcz niestraszny i dość dużą grupą udało nam się spotkać w wyznaczonym miejscu - czyli pod Dworcem PKP w Żyrardowie. Stamtąd wyruszyliśmy na zwiedzanie tego ciekawego miasteczka. Zaczęliśmy od przejazdu przez zabytkowe osiedle robotnicze. Następnie dotarliśmy na osiedle loftów, przekształcone z dawnych zakładów przędzalniczych de Girarda. Jest to bardzo klimatyczne miejsce, zbliżone troszkę w klimacie do dzisiejszej Łodzi i jej Manufkatury. W Żyrardowie zajrzeliśmy jeszcze do Muzeum Lniarstwa, ale ponieważ czas nas naglił nie mieliśmy czasu na zwiedzenie tego miejsca.




  
  Z Żyrardowa skierowaliśmy się w stronę Radziejowic. Po drodze zatrzymaliśmy się jednak jeszcze w okolicy miejscowości Tartak - Brzóski, aby odnaleźć grób jednej z pierwszych ofiar Aleksandra Popielarza, zwanego Krwawym - jednego z najbardziej znanych żyrardowskich mordercy lat międzywojennych. Grób udało się znaleźć, chociaż zapomniany pochłaniany jest przez rozrastające się krzewy i drzewa.

Fot. M. Mrówka
  W radziejowickim parku mieliśmy zaplanowany odpoczynek. Ponieważ Pałac i park w Radziejowicach my z mężem i dziećmi dobrze znamy, podczas gdy reszta grupy wyruszyła na zwiedzanie, my zasiedliśmy w pałacowej kawiarence na pyszną kawę, ciacho i lody. Park w Radziejowicach to jedno z naszych ulubionych miejsc pod Warszawą. Byliśmy tu już latem, jesienią i teraz przyjechaliśmy wiosną. Jeśli jeszcze tu nie byliście, to polecamy - naprawdę warto!



     Po dłuższym odpoczynku wyruszyliśmy w dalszą drogę - tym razem naszym celem był Mszczonów. Co prawda nie mieliśmy czasu, aby udać się na tamtejsze Termy, ale w knajpce nieopodal udało nam się zjeść naprawdę smaczny obiad. 
      W drodze powrotnej do Żyrardowa podjechaliśmy jeszcze w okolice budowanego pod Mszczonowem nowego kompleksu basenów - Park of Poland. Rozmach inwestycji robi naprawdę piorunujące wrażenie. Już nie możemy doczekać się otwarcia basenów :-)


       Ostatni przystanek zrobiliśmy sobie nad Zalewem Żyrardowskim, gdzie w dość dużym tempie zjedliśmy lody i ruszyliśmy w stronę budynku dworca, gdyż burzowe chmury znowu zaczęły się gromadzić nad naszymi głowami....
    

Trasa  - ok. 39 km


piątek, 10 maja 2019

Trójprzymierze 2019, Kozienice - dzień 4 i ostatni

             Wszystko co dobre szybko się kończy, więc niestety i kozienicki rajd dobiegł końca. Ostatniego dnia czekała nas jeszcze jedna trasa do przejechania, tym razem do Czarnolasu, do Mistrza Jana. Trasa proponowana przez organizatorów ponownie była zbyt długa na możliwości naszej młodzieży. Ponieważ zależało nam na zwiedzeniu Czarnolasu postanowiliśmy naszą małą grupką zrobić sobie wycieczkę "w tę i z powrotem", czyli dojazd i powrót tą samą trasą, aby pokonać możliwie najkrótszą odległość.
                   Pierwsza część trasy wiodła ponownie przez Śmietanki. Następnie przez Rudą, a potem przez las do miejscowości Molendy, gdzie znajduje się cmentarz ofiar I wojny światowej. Stąd do urokliwej Garbatki Letnisko, gdzie zrobiliśmy sobie krótką przerwę. Z Garbatki do Czarnolasu mieliśmy już tylko 9 km, które udało nam się dość sprawnie i szybko pokonać.
                W Czarnolesie spotkaliśmy uczestników rajdu, którzy dotarli dużo przed nami i kończyli już zwiedzanie. Po wspólnej kawie pożegnaliśmy się z główną grupą i sami ruszyliśmy w odwiedziny do Mistrza z Czarnolasu. I choć sama wystawa nie rzuca na kolana, to otoczenie czarnoleskiego dworku zachwyca. Cisza, spokój i ta zieleń... Można siedzieć i chłonąć ją godzinami.
                      Niestety tych godzin zbyt dużo nie mieliśmy i szybko nadszedł czas, aby wyruszyć w drogę powrotną. Ponieważ droga między Czarnolasem, a Garbatką była dość pagórkowata zdecydowałam się podpiąć Anielkę na hol, aby jak najszybciej dotrzeć do Garbatki i tam się posilić. Była to bardzo dobra decyzja. Anielka sobie odpoczęła przez ten odcinek, a po zjedzeniu zapiekanki nabrała sił, aby samodzielnie pokonać resztę drogi.
                   Zanim jednak wyruszyliśmy w stronę Kozienic, postanowiliśmy zatrzymać się przy bardzo ciekawej fontannie w formie kuli ziemskiej na głównym deptaku Garbatki. Stamtąd wyruszyliśmy na szlak drewnianych willi, aby podziwiać architekturę tej jakże uroczej miejscowości. Oj chciałoby się mieć tam choćby malutki domek letniskowy ;-)
                      Z Garbatki, pełni nowych sił wyruszyliśmy w drogę powrotną do Kozienic. Po dotarciu do bazy, nadszedł czas pożegnań, gdyż my musieliśmy wracać już do Warszawy.
                  W tym miejscu chciałabym podziękować całemu sztabowi organizatorów, za ich pracę i zaangażowanie. Choć wielu z nas się to nie mieści w głowie, oni tę tytaniczną pracę robią społecznie. A pracy jest bardzo bardzo dużo. Od znalezienia bazy noclegowej, przez opracowanie regulaminu, objazd tras, wreszcie załatwienie zwiedzań i przewodników, aż po przyjmowanie i potwierdzanie zgłoszeń uczestnikom. No i wreszcie praca na samym rajdzie. Przygotowanie pakietów, prowadzenie tras, przygotowywanie wieczorków i wiele wiele innych, o których my uczestnicy nie mamy nawet pojęcia. Nie będę wymieniać Was z imienia i nazwiska, ale każdemu z Was bardzo dziękuję za przygotowanie tej fantastycznej imprezy! Jesteście wspaniali!
                  Wielkie podziękowania kieruję również do zaprzyjaźnionej Rodzinki M., która wzięła mnie i Anielkę pod swoje skrzydła. Sami wiecie, że jeżdżenie z dziećmi jest "inne", nie gorsze czy trudniejsze, po prostu "inne". Ja tego się dopiero uczę, Wy jeździcie ze swoimi chłopakami już od dłuższego czasu. Dziękuję Wam za wyrozumiałość, cierpliwość i motywowanie Anielki do pokonywania kolejnych kilometrów! Bez Was byśmy nie dały rady ;-)


więcej zdjęć tutaj

Trójprzymierze, Kozienice 2019 - dzień 3

        Do trasy dzisiejszego dnia podeszliśmy na spokojnie. Poprzedniego dnia nasza dzielna młodzież: Anielka - lat 6,5, Paweł lat prawie 7 i Piotrek - lat 9, wykręcili samodzielnie 55 km. Stwierdziliśmy zgodnie, że w trasę pojedziemy tylko i wyłącznie jeśli młodzież będzie mieć siłę i chęci. Szybko się okazało, że jednak dzieci niesamowicie szybko się regenerują i o godz. 9.15 wszyscy byli gotowi do wyruszenia na kolejny rajdowy szlak.
            I tym razem postanowiliśmy pojechać własną trasę, chociaż w miejsce proponowane przez organizatorów, a mianowicie do Królewskich Źródeł. Jest to niesamowite uroczysko ukryte w głębi Kozienickiej Puszczy. Po tamtejszych bagnach biegną pomosty, na których można podziwiać to przepiękne miejsce. Nazwa zaś pochodzi od źródełka, które tam wybija, i z którego według miejscowych legend wodę miał pić sam Władysław Jagiełło. Dojazd do Źródeł kosztował nas trochę wysiłku. Nie dość, że tym razem leśne dukty były bardzo, ale to bardzo piaszczyste, to jeszcze się troszkę w Puszczy pogubiliśmy. Ale koniec końców dotarliśmy na leśny parking, gdzie odpoczywali już pozostali uczestnicy rajdu. Po wspólnym przejściu przez ścieżkę dydaktyczną, każdy wyruszył w swoją stronę.
            My skierowaliśmy się zielonym szlakiem w stronę Kociołków, skąd dotarliśmy do Śmietanek. Stąd już asfaltem wróciliśmy do bazy rajdu, do Kozienic. Tego dnia wykręciliśmy prawie 35 km.



Trójprzymierze 2019, Kozienice - dzień 2

             Na drugi dzień tegorocznego Trójprzymierza organizatorzy zaplanowali zwiedzanie Warki. A że miasto to jest położone od Kozienic dość daleko, to i przewidywana na ten dzień trasa była bardzo długa, bo aż 90 km. Oczywiste było, że Anielka nie da rady przejechać samodzielnie takiej odległości. A ponieważ Grześ jechać musiał, gdyż był szefem Niebieskich, ja wraz Anielką i naszą zaprzyjaźnioną Rodzinką M., która również brała udział w tegorocznym Trójprzymierzu, postanowiliśmy odłączyć się od grupy i pojechać tego dnia na własną trasę.
             Grześ zaproponował nam abyśmy z dziećmi pojechali do Studzianek Pancernych. Jest to miejscowość, pod którą miała miejsce jedna z największych bitew pancernych drugiej wojny światowej. Na pamiątkę tamtych wydarzeń w miejscowości utworzone zostało miejsce pamięci, na którego centralnym miejscu ustawiono czołg. Tuż obok - w budynku po starej szkole, miejscowy pasjonat utworzył prywatne muzeum tej wielkiej bitwy.
             Trasę do Studzianek również wytyczył nam Grześ. Niestety wiodła ona drogą krajową. Gdy byliśmy w tych rejonach ostatnim razem - na wycieczce w 2017 roku, krajówka nr 48 była naprawdę spokojną trasą. Ciężko było wręcz uwierzyć, że to droga krajowa. Niestety natężenie ruchu na tej trasie od tamtego czasu wzrosło kilkukrotnie. Pierwsze kilometry wycieczki były dla nas wręcz drogą przez mękę. Mijał nas TIR za TIRem, do tego bardzo mocno wiało. Daliśmy radę przejechać tak tylko kilka kilometrów. Zatrzymaliśmy się na pierwszym napotkanym leśnym parkingu, na wysokości miejscowości Cztery Kopce.
             Na szczęście mieliśmy ze sobą książkę, którą uczestnikom rajdu przekazał Wydział Promocji i Kultury Powiatu Kozienickiego. Jego Naczelnik - pani Lucyna Domańska-Stankiewicz - jest wielką pasjonatką zarówno kozienickiej ziemi, jak i aktywnego spędzania czasu na rowerze. Co roku organizuje powiatowe rajdy "Śladami historii". Każdy rajd jest perfekcyjnie przygotowany, uczestnicy otrzymują dokładne mapy i opisy danej trasy. Materiały te - zamieszczone na stronie powiatu - zostały również opublikowane w formie książkowej. I właśnie książkę tę otrzymaliśmy w naszych rajdowych pakietach. Załączone do niej mapy bardzo ułatwiły nam zaplanowanie alternatywnej trasy dla krajówki.
            Po skonsultowaniu map ze wspomnianego przewodnika "Śladami historii", postanowiliśmy kontynuować naszą trasę duktami leśnymi, licząc na to że nawierzchnia będzie dla nas łaskawa. Szybko okazało się, że była to bardzo dobra decyzja. Szlaki rowerowe wytyczone były leśnymi "autostradami", o lekko żwirowanej nawierzchni. Bardzo dobrze się po nich jechało, aż do Woli Chodkowskiej. Tutaj niestety schodziły się szlaki rowerowy i pieszy, a nawierzchnia zamieniła się w olbrzymią piaskownicę. Na szczęście był to dość krótki odcinek, a ostatnie kilometry przed Studziankami znów wiodły przez szeroki leśne drogi.

             Po przejechaniu 27 km dotarliśmy wreszcie do Studzianek i miejsca upamiętniającego wielką bitwę. Tutaj zrobiliśmy dłuższy odpoczynek, tak bardzo potrzebny szczególnie naszym najmłodszym rowerzystom. Po odpoczynku podjechaliśmy do pobliskiego muzeum. Zostaliśmy tam bardzo ciepło przyjęci przez właściciela, który gotów był opowiedzieć nam historię każdego zgromadzonego eksponatu. Niestety czas nas naglił, więc - chociaż opowieści były bardzo ciekawe - musieliśmy zakończyć zwiedzanie i ruszać w drogę powrotna do Kozienic.
             Od Studzianek jechaliśmy już trasą rajdową wytyczoną przez organizatorów. Wiodła ona przez Ryczywół, Wilczkowice Górne (gdzie zjechaliśmy z trasy, aby pooglądać z bliska kozienicką elektrownię), Świerże Górne aż do Kozienic.
                Tego dnia Anielka pobiła  swój rekord samodzielnej jazdy na rowerze - przejechała aż 55 km! Jesteśmy z niej tacy dumni!
 

Trójprzymierze 2019, Kozienice - dzień 1

                Trójprzymierze to doroczne majówkowe spotkanie rowerzystów z trzech zaprzyjaźnionych klubów - Welocypedu z Lublina, Kigari z Kielc i Wektora z Warszawy. W tym roku organizatorem rajdu był klub z Warszawy, a bazą rajdu - Kozienice.

               Rajd rozpoczął się we środę 1 maja, ale uczestnicy przybywali do Kozienic już od niedzieli. Na oficjalnym rozpoczęciu rajdu w kozienickim amfiteatrze stawiło się 108 osób. Uroczystego otwarcia rajdu dokonał prezes WKK PTTK Wektor Lechosław Rowicki. Na dobry początek uczestnicy otrzymali małe upominki, a także słodki poczęstunek w postaci pączków, które podarował dla wszystkich jeden z uczestników rajdu - kol. Adam Skorupski z Przedborza.



                Podczas otwarcia uczestnicy zostali podzieleni na 4 grupy. Każdej z nich został przydzielony przodownik turystyki kolarskiej, który prowadził grupy na szlakach rajdu przez następne dni. Dla łatwiejszego zorientowania się kto jest w kim z grupie, każda grupa otrzymała swój kolor. My zostaliśmy przydzieleni do grupy niebieskiej. Nie mogło zresztą być inaczej, gdyż szefem tej grupy był nasz Grześ ;-)
                O godz 13.30 grupy uformowały kolumny i wyruszyły na pierwszą rajdową trasę. Celem pierwszej wycieczki był urokliwy punkt widokowy w Kępeczkach. Droga do niego wiodła przez podkozienickie wsie o ciekawych nazwach, takich jak np. Samwodzie. Na punkcie widokowym kolarze mieli możliwość podziwiania urody Wisły, a także zażycia chwili odpoczynku przed drogą powrotną. 
               W drodze powrotnej, która prowadziła przez wsie Wólka Tyrzyńska i Dąbrówka, zaskoczył nas deszcz, więc musieliśmy schronić się na przystanku autobusowym. Szczęśliwie wszyscy się tam zmieściliśmy, a ulewa choć intensywna, okazała się być krótkotrwała i już bez problemu mogliśmy wrócić na bazę rajdu do Kozienic, podziwiając po drodze piękny kozienicki Urząd Miejski i park rozciągający się za nim.
                  Tego dnia przejechaliśmy prawie 26 km. I co istotne - Anielka przejechała całą drogę na rowerze sama. Chociaż na początku było jej ciężko i troszkę narzekała, to w drodze powrotnej się rozkręciła i jechała zaraz za swoim Tatą czyli pilotem grupy. Tak więc można powiedzieć, że to ona przywiozła naszą grupę do bazy :-)
                Środowy wieczór zakończyła powitalna impreza integracyjna zorganizowana w ośrodkowej świetlicy. I chociaż chęci do zabawy były duże, a dzieci bawiły się fantastycznie, trzeba było pamiętać, że następnego dnia mamy kolejne kilometry do przejechania i chcąc nie chcąc trzeba było zbierać się do spania...
Trasa pierwszego dnia