wtorek, 26 czerwca 2018

VII Pielgrzymka rowerowa

Moja relacja z Pielgrzymki opublikowana na stronie parafii http://parafia-kalety.pl/:

,,Pędzi pod wiatr pielgrzymów gromada, a deszcz ich pogania, aby u stóp Pani Jemielnickiej złożyć swe błagania.”

To jedno z haseł naszej VII już pielgrzymki rowerowej. Lato w tym roku przyszło wraz z wiosną. Niestety upalne dni skończyły się wraz z odejściem wiosny. Zaczęło się lato, zaczęły się wakacje, a piękna pogoda skończyła się jak ręką uciąć. Nic więc dziwnego, że organizatorzy siódmej już Parafialnej Rowerowej Pielgrzymki z parafii św. Józefa w Kaletach-Jędrysku z niepokojem spoglądali w niebo w pierwszą wakacyjną sobotę, 23 czerwca. Chłodno, niebo zasnute ciemnymi chmurami, silny wiatr. Czy pielgrzymi nie zrezygnują? Z nieba zaczyna siąpić deszcz. Ale kaletańskich pielgrzymów na szczęście taka pogoda nie odstrasza. Na plac kościelny wjeżdżają pierwsze grupki rowerzystów. Za nimi kolejne. Za chwilę okaże się, że przybyli prawie wszyscy zapisani uczestnicy.Jeszcze chwila na modlitwę w kościele, błogosławieństwo od proboszcza, krótkie informacje od odpowiedzialnego jak co roku za trasę Grzegorza Kukowki na temat dróg, którymi będziemy pielgrzymować i odprowadzani kościelnymi dzwonami wyruszamy w drogę do dawnego klasztoru cystersów w Jemielnicy.Pierwsze kilometry – przez kaletańskie lasy do Mikołeski – dają nadzieję na poprawę pogody. Deszcz przestaje padać, przez chmury gdzieniegdzie nieśmiało usiłują przebić się słoneczne promienie. Grupa pielgrzymów zwartym peletonem dojeżdża do drogi na Tworóg, gdzie zostają podzieleni na mniejsze podgrupy, aby bezpiecznie, zgodnie z przepisami ruchu drogowego dotrzeć na pierwszy postój – do kościoła pw. Św. Antoniego w Tworogu.
Po wspólnych śpiewach i modlitwach w kościele, pielgrzymi ruszają w dalszą trasę. Smagani dotkliwymi porywami wiatru, pokonawszy kilka wzniesień, pielgrzymi docierają do Świbie, gdzie w ciepłych wnętrzach kościoła pw św. Mikołaja mogą schronić się przed nadciągającą ulewą. W Dąbrówce do peletonu rowerowych pątników dołącza grupa turystów kolarzy z TKK PTTK im. Wł. Huzy w Gliwicach, aby wspólnie znosić trudy pielgrzymki i podążać do Jemielnickiej Pani.Przed dojechaniem do celu pielgrzymki pątnicy zatrzymują się w jeszcze jednym, bardzo szczególnym miejscu. Jest to polana na skraju wsi, pod wsią Barut. Miejsce to zwane jest Śląskim Katyniem. To tutaj w 1946 roku SB zwabiło w okrutną pułapkę 200 polskich partyzantów i pozbawiło ich życia, zamykając i podpalając w drewnianej stodole. Do dzisiaj na polanie rosną drzewa pamiętające te straszne wydarzenia. Zmówiwszy ciche „Wieczny odpoczynek racz im dać Panie…”, pielgrzymi, zadumani nad strasznym losem, który spotkał tych ludzi, wyruszają w dalszą drogę. Po przejechaniu kolejnych czterech kilometrów docierają do Jemielnicy.
Po mszy odprawionej przez naszego ks. Damiana, który jechał z nami na rowerze, na ambonę wchodzi nieznany pielgrzymom ksiądz. W kilku słowach przedstawia siebie i grupę, z którą przyjechał do Jemielnicy. A przybyli z daleka, bo aż z Teksasu. Są potomkami śląskich emigrantów, którzy za chlebem wyruszyli aż za ocean. Ich ojcowie pochodzili z Boronowa i okolicznych wiosek. Pielgrzymi z Ameryki dziękują kaletańskim pątnikom za świadectwo wiary, w którym mieli możliwość uczestniczyć, za mszę św. tak radosną i rozśpiewaną. U nich ciężko tego doświadczyć. „Kuzyni” z Teksasu wyruszają w dalszą drogę, a rowerowi pielgrzymi udają się do poklasztornych ogrodów na chwilę wytchnienia. Pogoda troszkę się poprawia, można zrobić ognisko, zorganizować zawody. Śmiechom nie ma końca. Najlepsi dostają nagrody, Ci którym się mniej poszczęściło dostają nagrody pocieszenia, w postaci bożych krówek. Każdy cukierek zawiera jakiś święty cytat.
Na koniec pobytu w Jemielnicy pielgrzymi zwiedzają jeszcze teren przyklasztorny i pobliskie stawy wraz ze starym kościołem Wszystkich świętych. Powrotna trasa prowadzi pielgrzymów przez Kielczę, gdzie przemiły proboszcz opowiada krótką historię parafii i zaprasza jeszcze do zwiedzenia izby regionalnej. Z Kielczy przez Krupski Młyn pielgrzymi wracają do swojego kościoła na Jędrysku. Tutaj witają ich kościelne dzwony i ksiądz proboszcz hojnie polewający wracających święconą wodą. Wszyscy zbierają się jeszcze w kościele na krótkiej modlitwie, aby podziękować Maryi za szczęśliwy powrót do domu.
Składamy serdeczne podziękowania wszystkim dobroczyńcom tej pielgrzymki:Panu burmistrzowi Klaudiuszowi za koszulki z logo miasta i parafii oraz udostępnienie samochodu Urzędu Miasta wraz z kierowcą panem Krzysiem , który nas asekurował. Wszystkim, którzy brali udział w organizacji, Piotrowi za piękne zdjęcia, liderom grup i młodzieży , która dbała by nikt się nie zgubił. Księdzu Damianowi , że opiekował się nami nie tylko duchowo, ale także pokonał całą trasę na rowerze pośród nas pielgrzymów.
 

Trasa: https://www.endomondo.com/users/12587755/workouts/1145162808 / droga powrotna: https://www.endomondo.com/users/12587755/workouts/1145453187

środa, 6 czerwca 2018

Mazury Garbate - do Zwalonego Mostu...

Weekend Bożego Ciała planowaliśmy już.. w styczniu. Tak tak, już zimą myśleliśmy o ciepłych czerwcowych dniach. I słusznie zrobiliśmy, gdyż okazało się, że Mazury jest to tak popularny cel wyjazdów na długie weekendy, że już w styczniu był kłopot ze znalezieniem miejscówki. W dodatku ja tym razem nie chciałam rezerwować „zwykłego” pokoju, szukałam miejsca „jakiegoś”, z klimatem, z charakterem. Lubię wyszukiwać takie miejsca, a potem rozkoszować się pobytem w nich. Mamy już kilka takich adresów w Polsce, jednym z nich jest Villa Cynamon w Wiśle. Każdy pokój ma inną nazwę – Różana Konfitura, Niebiańskie Pistacje, Truskawki w Śmietanie, i każdy z nich inaczej „smakuje”. Pokoje zrobione są z dbałością o każdy detal, a pobyt w nich to niesamowita uczta dla ducha.
I takiego miejsca szukałam też na Mazurach. I udało się! Zarezerwowaliśmy pobyt w – jak się okazało – naprawdę pięknym miejscu, z historią, w Domu pod Skrzydłami w Gawlikach Wielkich. Miejsce idealne na wyjazd z dziećmi, gospodarze przemili, wnętrza piękne, a menu prosto z ogródka. Coś fantastycznego!

Oczywiście nasz pobyt na Mazurach nie ograniczył się do smakowania naszego weekendowego mieszkanka ;-) Nie po to tam pojechaliśmy. Jak to my, z wyjazdu chcieliśmy wycisnąć jak najwięcej, zobaczyć jak najwięcej, przeżyć jak najwięcej. I to też się udało!
Już w drodze na Mazury zatrzymaliśmy się w Kadzidłowie. Znajduje się tam Park Dzikich Zwierząt. Jest to miejsce, gdzie nie ma ścieżek dla zwiedzających, w parku przechodzi się z jednego wybiegu na drugi, z zagrody do zagrody… po drabinie, przez ogrodzenie. Przewodnik wskazuje, które zwierzęta są na tyle oswojone, że można do nich podejść, nakarmić je (tylko „autoryzowanym” przez Park jedzeniem), a do których się lepiej nie zbliżać. Niesamowite miejsce, niesamowita przygoda. Dzieci były zachwycone.
1 czerwca to oczywiście Dzień Dziecka, więc i atrakcje przede wszystkim dla dzieci. Tego dnia wybraliśmy się do Giżycka. Były tam organizowane animacje dla dzieci. Po obejrzeniu spektaklu ruszyliśmy na plażę, aby zażyć troszkę ochłody w jeziorze Niegocin. Odświeżeni wyruszyliśmy na spacer po Giżycku, z obowiązkowym przystankiem przy obrotowym moście. Dziewczyny były tak zafascynowane tym mechanizmem, że nie chciały wracać do domu, tylko oglądać, oglądać, oglądać… ;-)
W sobotę 2 czerwca postanowiliśmy wybrać się na wycieczkę rowerową. Ponieważ wiedzieliśmy, że gospodarze mają dla swoich gości rowery, z Warszawy wzięliśmy tylko przyczepkę dla dziewczyn. I to był błąd, bo rowery, owszem, były do wypożyczenia, ale ich stan był łagodnie mówiąc nie najlepszy. Wspomnę tylko wypadającym kole w jednym z rowerów.. Ale o tych problemach dowiedzieliśmy się dopiero w trakcie wycieczki. Szkoda było zawracać, więc daliśmy z siebie wszystko i jakoś udało się zrobić pętelkę po okolicy. Było to najciężej wykręcone 40 km na rowerze w moim życiu ;-) Ale było warto, bo po drodze zobaczyliśmy m. in. Zwalony most w Kruklankch. Ruiny robią naprawdę  imponujące wrażenie.
3 czerwca – niedziela – czas powrotu. Nie chcieliśmy wracać zbyt szybko i postanowiliśmy pokazać jeszcze dziewczynkom jezioro Śniardwy. Zajechaliśmy do pierwszej lepszej wsi i jakaż niespodzianka - dostaliśmy pozwolenie na skorzystanie z prywatnej plaży! I zaproszenie na prywatny camping w przyszłości!
Wyjazd na Mazury był intensywny i bardzo atrakcyjny. 

Trasa wycieczki rowerowej: https://www.endomondo.com/users/12587755/workouts/1132531174