Weekend Bożego Ciała planowaliśmy już.. w styczniu. Tak
tak, już zimą myśleliśmy o ciepłych czerwcowych dniach. I słusznie zrobiliśmy,
gdyż okazało się, że Mazury jest to tak popularny cel wyjazdów na długie weekendy,
że już w styczniu był kłopot ze znalezieniem miejscówki. W dodatku ja tym razem
nie chciałam rezerwować „zwykłego” pokoju, szukałam miejsca „jakiegoś”, z
klimatem, z charakterem. Lubię wyszukiwać takie miejsca, a potem rozkoszować
się pobytem w nich. Mamy już kilka takich adresów w Polsce, jednym z nich jest
Villa Cynamon w Wiśle. Każdy pokój ma inną nazwę – Różana Konfitura,
Niebiańskie Pistacje, Truskawki w Śmietanie, i każdy z nich inaczej „smakuje”.
Pokoje zrobione są z dbałością o każdy detal, a pobyt w nich to niesamowita
uczta dla ducha.
I takiego miejsca szukałam też na Mazurach. I udało się!
Zarezerwowaliśmy pobyt w – jak się okazało – naprawdę pięknym miejscu, z
historią, w Domu pod Skrzydłami w Gawlikach Wielkich. Miejsce idealne na wyjazd
z dziećmi, gospodarze przemili, wnętrza piękne, a menu prosto z ogródka. Coś
fantastycznego!
Oczywiście nasz pobyt na Mazurach nie ograniczył się do
smakowania naszego weekendowego mieszkanka ;-) Nie po to tam pojechaliśmy. Jak
to my, z wyjazdu chcieliśmy wycisnąć jak najwięcej, zobaczyć jak najwięcej,
przeżyć jak najwięcej. I to też się udało!
Już w drodze na Mazury zatrzymaliśmy się w Kadzidłowie.
Znajduje się tam Park Dzikich Zwierząt. Jest to miejsce, gdzie nie ma ścieżek
dla zwiedzających, w parku przechodzi się z jednego wybiegu na drugi, z zagrody
do zagrody… po drabinie, przez ogrodzenie. Przewodnik wskazuje, które zwierzęta
są na tyle oswojone, że można do nich podejść, nakarmić je (tylko
„autoryzowanym” przez Park jedzeniem), a do których się lepiej nie zbliżać.
Niesamowite miejsce, niesamowita przygoda. Dzieci były zachwycone.
1 czerwca to oczywiście Dzień Dziecka, więc i atrakcje
przede wszystkim dla dzieci. Tego dnia wybraliśmy się do Giżycka. Były tam
organizowane animacje dla dzieci. Po obejrzeniu spektaklu ruszyliśmy na plażę,
aby zażyć troszkę ochłody w jeziorze Niegocin. Odświeżeni wyruszyliśmy na
spacer po Giżycku, z obowiązkowym przystankiem przy obrotowym moście.
Dziewczyny były tak zafascynowane tym mechanizmem, że nie chciały wracać do
domu, tylko oglądać, oglądać, oglądać… ;-)
W sobotę 2 czerwca postanowiliśmy wybrać się na wycieczkę
rowerową. Ponieważ wiedzieliśmy, że gospodarze mają dla swoich gości rowery, z
Warszawy wzięliśmy tylko przyczepkę dla dziewczyn. I to był błąd, bo rowery, owszem,
były do wypożyczenia, ale ich stan był łagodnie mówiąc nie najlepszy. Wspomnę
tylko wypadającym kole w jednym z rowerów.. Ale o tych problemach
dowiedzieliśmy się dopiero w trakcie wycieczki. Szkoda było zawracać, więc
daliśmy z siebie wszystko i jakoś udało się zrobić pętelkę po okolicy. Było to
najciężej wykręcone 40 km na rowerze w moim życiu ;-) Ale było warto, bo po
drodze zobaczyliśmy m. in. Zwalony most w Kruklankch. Ruiny robią naprawdę
imponujące wrażenie.
3 czerwca – niedziela – czas powrotu. Nie chcieliśmy
wracać zbyt szybko i postanowiliśmy pokazać jeszcze dziewczynkom jezioro
Śniardwy. Zajechaliśmy do pierwszej lepszej wsi i jakaż niespodzianka -
dostaliśmy pozwolenie na skorzystanie z prywatnej plaży! I zaproszenie na
prywatny camping w przyszłości!
Wyjazd na Mazury był intensywny i bardzo atrakcyjny.
Trasa wycieczki rowerowej: https://www.endomondo.com/users/12587755/workouts/1132531174
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz