niedziela, 3 lutego 2019

Rodzinne Ferie w Sopocie

    Jak zima to w góry? A może jednak nad morze? ;-)
    My postanowiliśmy sprawdzić tę drugą opcję i na cel naszych zimowych ferii obraliśmy Sopot. Przygotowanie do wyjazdu zaczęliśmy od skompletowania ekipy i zarezerwowania lokum. Początkowo miał to być wyjazd tylko "dziewczyński", a więc miałam jechać ja i moje córki: Anielka i Malwinka. Udało mi się znaleźć przestronny czteroosobowy pokój (na wypadek, gdyby jednak ktoś chciał dołączyć) z aneksem kuchennym. Tym razem postawiliśmy na sieciówkę i zarezerwowaliśmy mieszkanie w sieci Victus Apartamenty. Dobrze, że wynajęłam większe lokum, bo tuż przed wyjazdem postanowił z nami jechać Dziadek.
     Już w drodze do Sopotu spotkała nas miła niespodzianka, a mianowicie zadzwonił przedstawiciel sieci Victus z informacją, że zwolniło im się dużo większe mieszkanie, w ładniejszej części Sopotu, bliżej plaży, z prywatnym miejscem postojowym, i w dodatku możemy to mieszkanie wziąć  w cenie tego pierwszego. Niezmiernie ucieszyła nas ta informacja, gdyż nad dołączeniem do nas zastanawiała się jeszcze Babcia :-)
   Naszą trójmiejską przygodę rozpoczęliśmy w poniedziałek 28 stycznia. Dotarliśmy do Sopotu w porze mniej więcej obiadowej, więc pierwsze kroki po zakwaterowaniu skierowaliśmy w poszukiwaniu jakiegoś miejsca, gdzie moglibyśmy coś przekąsić. Tu nas z kolei spotkała już mniej miła niespodzianka. Okazało się, że ceny w sopockich knajpkach niezależnie od sezonu są naprawdę wysokie. Zadowoliliśmy się więc (wg nas mega drogą) zupką (18 zł za talerz!) i poszliśmy na przywitanie z morzem, a właściwie zatoką. Dzień zakończyliśmy wieczornym spacerkiem po molo.
   We wtorek 29 stycznia postanowiliśmy pojechać do Redy, do tamtejszego aquaparku, słynącego nie tylko z możliwości pływania z rekinami (a dokładnie pływania w basenie z żywymi rekinami za przezroczystą szybą), ale też z gigantycznych kolejek w sezonie letnim. To kolejny powód, żeby odwiedzić Trójmiasto zimą. Wszędzie jest zdecydowanie mniej ludzi niż latem i łatwiej się dostać do najpopularniejszych atrakcji, takich jak właśnie aquapark w Redzie. A miejsce to naprawdę warto odwiedzić. Sam basen z rekinami za szybą, do którego wpływa się ze zjeżdżalni, troszkę nas rozczarował, ale pozostałe atrakcje aquaparku bardzo nam się podobały. Najbardziej chyba możliwość opłynięcia całego kompleksu w pontonie niesionym przez rwącą rzekę, ale też podwójna zjeżdżalnia pontonowa, czy brodzik z pirackim statkiem. Nie ze wszystkich atrakcji basenu  mogliśmy skorzystać ze względu na wiek dzieci, ale i tak było co robić i 3 godziny w aquaparku minęły nam nie wiadomo kiedy. A w samym kompleksie jest jeszcze restauracja, gdzie, mocno głodni, skierowaliśmy swoje kroki po wyjściu z basenu. Ceny może nie były najniższe, ale zamówione potrawy bardzo smaczne i sycące. Dzień zakończyliśmy wieczornym spacerkiem po słynnym sopockim deptaku, zwanym Monciakiem.
    Środa 30 stycznia okazała się dniem długim i pełnym niespodzianek. Tego dnia postanowiła dojechać do nas pociągiem Babcia. Przyjazd jej pociągu zaplanowany był ok. godz. 11.00, postanowiliśmy więc wykorzystać poranne godziny na zwiedzenie Muzeum Emigracji w Gdyni. Bardzo ciekawe miejsce, wiele można się nauczyć, w dodatku we środy wstęp na wystawę stałą jest darmowy. Polecamy gorąco! Prosto z Muzeum pojechaliśmy na dworzec po Babcię, a z nią do gdyńskiego portu. Jego zwiedzanie rozpoczęliśmy od wjazdu na taras widokowy budynku Gdynia InfoBox. Roztacza się stamtąd piękny widok na cały port, naprawdę warto odwiedzić to miejsce. Po spacerze po gdyńskim porcie skierowaliśmy swoje kroki do Naleśnikarni Fanaberia, gdzie za naprawdę rozsądne pieniądze bardzo się najedliśmy. Na popołudnie mieliśmy zaplanowaną wizytę u naszych rowerowych przyjaciół, którzy mieszkają właśnie w Gdyni. Dziadkowie odwieźli nas do nich i wrócili do Sopotu, my zaś zostałyśmy zaskoczone następną niespodzianką! Grześ, czyli mój mąż i tata dziewczynek, postanowił nas odwiedzić nic nam wcześniej o tym nie wspominając. Jakież było nasze zaskoczenie, gdy to właśnie on otworzył nam drzwi w mieszkaniu naszych znajomych :-)
   Czwartek 31 stycznia był dniem szczególnym. Tego dnia postanowiliśmy zwiedzić Europejskie Centrum Solidarności w Stoczni Gdańskiej - miejsce, o którym zrobiło się głośno po niedawnym zabójstwie prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. ECS to miejsce niezwykłe, które moim zdaniem powinni odwiedzić zwłaszcza młodzi ludzie, dla których lata 80-te to odległa epoka, znana im tylko z opowieści ich dziadków. Wystawa stała jest przemyślana w każdym szczególe, jest to niesamowita lekcja żywej historii. Jeśli będziecie w Gdańsku, odwiedźcie ECS koniecznie. A w czasie, gdy Wy będziecie zwiedzać wystawę, Wasze dzieci (powyżej 5 rż.) mogą zostać w Wydziale Zabaw pod opieką tamtejszych animatorów.
    Po wyjściu z ECS skierowaliśmy swoje kroki na gdańską starówkę, gdzie oczywiście przeszliśmy się Długim Targiem i zrobiliśmy sobie obowiązkową fotkę z Neptunem. Po niezbyt udanym obiedzie (zimne jedzenie) w jednym z gdańskich barów mlecznych, udaliśmy się do Ośrodka Kultury Morskiej nieopodal słynnego Gdańskiego Żurawia. W Ośrodku jest bardzo ciekawa interaktywna wystawa dla dzieci, ciężko było młodzież stamtąd wyciągnąć.
    W piątek 1 lutego przyszedł czas na powrót do domu. Aby przedłużyć wspólne rodzinne chwile postanowiliśmy do Warszawy wrócić pociągiem. Zanim dotarliśmy na dworzec, poszliśmy jeszcze na spacer na plażę, aby pożegnać się z morzem i nazbierać troszeczkę pamiątkowych muszelek.
   Te kilka dni w Spocie minęło nam bardzo szybko, wracamy bogatsi w wiele wspaniałych wspomnień i przeżyć. A także z decyzją, że ferie za rok również spędzimy w Trójmieście!

Zdjęcia z naszych ferii do obejrzenia tutaj :-)