wtorek, 27 maja 2014

Do Otwocka Wielkiego

   W niedzielę 25 maja, zachęceni przepiękną pogodą, wybraliśmy się z naszym Anielkowozem do pałacu w Otwocku Wielkim. Mieszkam na południowych obrzeżach Warszawy, a o tym pięknym obiekcie dowiedziałam się całkiem niedawno ze strony Dzieciaki w Plecaki. Zachęceni z mężem opisem pałacu i parku postanowiliśmy się tam wybrać rowerami. Trasa wycieczki przebiegała następująco:



  • Parking przed Cafe Peron, ZwoleńskaMrówcza, do Mozaikowej (2,6 km trasy)
  • Mozaikową cały czas prosto aż do Bysławskiej (6 km trasy)
  • Bysławską w lewo, po ok.  100 w prawo w ul.  Włókienniczą, cały czas prosto aż do 3 Maja w Józefowie (7,4 km trasy)
  • 3 Maja cały czas prosto, potem w prawo do TurystycznejTurystyczną na plażę miejską w Otwocku (10,8 km trasy)  TUTAJ PRZERWA
  • Po postoju Turystyczną cały czas prosto aż do Kraszewskiego (12 km trasy)
  • Kraszewskiego cały czas prosto aż do ŚwiderskiejŚwiderską prosto do Warszawskiej (16,4 km trasy)
  • Warszawską prosto, potem w prawo do Częstochowskiej (17,2 km trasy)
  • Częstochowską w prawo do ronda (drogą wojewódzką 798) (18,7 km trasy)
  • Przez rondo na wprost w ul. Zamkową, teraz cały czas prosto ul. Zamkową aż do Pałacu w Otwocku Wielkim (21,5 km)


  •    Na miejsce startu wybraliśmy parking przed Cafe Peron w Międzylesiu. Tutaj spotkaliśmy się z naszymi rowerowymi znajomymi, którzy postanowili wybrać się na wycieczkę razem z nami. Jako że dotarli na miejsce zbiórki chwilę wcześniej, skusili się na lody gałkowe serwowane w ogródku Cafe Peron. Jakież było ich zdziwienie, gdy okazało się, że są to chyba najdroższe lody w Warszawie - jedna gałka kosztuje 5 zł! Dość droga ta przyjemność...
       Z miejsca zbiórki ulicami Mrówczą, Mozaikową, Włókienniczą, a następnie ul. 3 Maja w Otwocku dotarliśmy na plażę miejską nad Świdrem. Jechaliśmy głównie ulicami, czasami wjeżdżając na pojawiające się niespodziewanie (i także niespodziewanie kończące się) ścieżki rowerowe. O jakości ich wykonania długo by pisać. Jadąc taką brukowaną ścieżką, bez zjazdów i podjazdów, ze słupami, słupkami, drzewami pojawiającymi się nagle po środku, myślę sobie, że projektantowi takich cudów należałoby odbierać uprawnienia... 
       Ale wracając do spraw bardziej przyjemnych - nad Świdrem zaparkowaliśmy nasz Anielkowóz i zrobiliśmy sobie dłuższy postój.

       
     Anielce bardzo się podobało, ciężko było ją wyciągnąć z wody, by ruszyć dalej.


       No ale przygoda wzywa, trzeba było jechać dalej, następny przystankiem był już pałac w Otwocku Wielkim.



       I tak jak pisali autorzy strony Dzieciaki w Plecaki, rzeczywiście jest to miejsce gdzie warto się wybrać. Sam pałac jest piękny i ciekawie urządzony. A piękny park rozciągający się wokół pałacu zachęca, by rozłożyć kocyk i troszkę popiknikować. Nas czas jednak trochę naglił, chcieliśmy zdążyć wrócić do domu przed prognozowaną burzą.
       W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się jeszcze na małe co nieco w Lipowym Gościńcu. Okazało się, że jest to miejsce bardzo przyjazne rodzinom z dziećmi. Jest specjalne menu dla dzieci, miejsce gdzie można dziecko przewinąć, no i przede wszystkim super plac zabaw. Gorąco polecamy!



       Lipowy Gościniec był już ostatnim przystankiem na trasie. Trochę zmęczeni upałem wróciliśmy do domu lekko zmodyfikowaną trasą - w Radości skręciliśmy na nowiutką ścieżkę rowerową wzdłuż ulicy Panny Wodnej. Tak powinny wyglądać wszystkie ścieżki rowerowe - asfalcik, zjazdy, podjazdy, piesi po drugiej strony ulicy, więc można jechać bezkolizyjnie, bajka po prostu ;-)
        Cała wycieczka trwała około 8 godzin, przejechaliśmy 54 km.

    niedziela, 18 maja 2014

    Spontanicznie po Warszawie

       W niedzielę 18 maja po kilku bardzo deszczowych dniach pogoda w końcu pozwoliła na krótki wypad rowerowy. Ponieważ nic wcześniej nie planowaliśmy, spontanicznie zdecydowaliśmy, że wybierzemy się na drugą stronę Wisły, żeby wypróbować ścieżkę rowerową na wale przeciwpowodziowym.
       Tradycyjnie wyruszyliśmy z domu, drogą serwisową wzdłuż Wału Miedzeszyńskiego dojechaliśmy do Trasy Siekierkowskiej i ścieżką rowerową przejechaliśmy na lewą stronę Wisły. Tutaj wjechaliśmy na nowo wybudowaną ścieżkę rowerową, z której po przejechaniu około kilometra musieliśmy zjechać, bo... wodociągowcy nie zgodzili się na poprowadzenie ścieżki przy stacji pomp na ul. Czerniakowskiej. Chcąc nie chcąc musieliśmy zjechać na ul. Bartycką, a potem na Czerniakowską. Tutaj zrobiliśmy mały przystanek na mleko:

       Ulicą Czerniakowską dojechaliśmy do ul. Zaruskiego, którą zjechaliśmy nad Wisłę. Tutaj wjechaliśmy na bulwary, które niestety są w remoncie i zbyt komfortowo po nich to się nie jeździ. Dziur tyle, że ominąć ich nie sposób, Anielka jakaś nie w humorze, każdą dziurę witała płaczliwym protestem. I tak dojechaliśmy w okolice Mostu Świętokrzyskiego, gdzie ze względu na budowę metra ścieżka poprowadzona jest objazdem... po schodach! Rower po schodach wnieść można, z przyczepką już gorzej. Postanowiliśmy zawrócić i na wysokości Mostu Poniatowskiego wjechaliśmy na chodnik prowadzący wzdłuż Wisłostrady. Na wysokości tunelu skręciliśmy na Most Świętokrzyski i przejechaliśmy na drugą stronę Wisły. Tutaj zjechaliśmy na ścieżkę, która prowadzi niemalże nad samą rzeką. W końcu można było odetchnąć od hałasu samochodów i podelektować się jazdą. Ukołysana Anielka w końcu usnęła...
       Niestety niedługo cieszyliśmy się spokojem ... bo natknęliśmy się na budowę węzłów Trasy Łazienkowskiej i zmuszeni byliśmy przejechać na ścieżkę rowerową za ekranami wzdłuż Wału Miedzeszyńskiego. Ścieżką dojechaliśmy do Mostu Siekierkowskiego i skierowaliśmy się na ulicę Nowozabielską. Jest to nowo wybudowana ulica w osiedlu Las. Wzdłuż całej ulicy prowadzi asfaltowa ścieżka rowerowa, ścieżka jak marzenie! Szkoda, że tak rzadko takie cuda się u nas buduje... Przez osiedle Las wróciliśmy do domu.
       Tego dnia przejechaliśmy ok. 24 km. Większość trasy prowadziła przez bardzo trudny teren, głównie dziurawy asfalt. Do tego wszędobylskie "słupki-głupki", które dzielnie bronią przyczepce wjazdu na ścieżki rowerowe. Już wiem czemu tak bardzo nie lubię jeździć rowerem po Warszawie...





    Odjazdowy Bibliotekarz

       W sobotę 10 maja wybraliśmy się z naszym Anielkowozem na imprezę rowerową organizowaną m. in. przez Bibliotekę Publiczną w dzielnicy Wawer w ramach ogólnopolskiej akcji Odjazdowy Bibliotekarz
       Rajd rozpoczynał się przy siedzibie Biblioteki o godz. 11.00. Na starcie stawiło się bardzo dużo rodzin z małymi dziećmi. Spod Biblioteki uczestnicy całym peletonem zabezpieczonym przez dwa radiowozy przejechali do lasu Sobieskiego. Tam po krótkim odpoczynku wszyscy wspólnie ruszyli do Wesołej, aby zwiedzić Kościół Opatrzności Bożej. Ostatnim przystankiem na trasie był dworek Milusin. Tutaj na terenie Muzeum Józefa Piłsudskiego zorganizowany został piknik rodzinny. 
       Na terenie Muzeum na strudzonych rowerzystów czekały upieczone kiełbaski, a także ognisko - dla tych, którzy woleli upiec sobie kiełbaskę samodzielnie. Można było również spróbować pysznych ciasteczek, a także napić się kawy i herbatki. Dla dzieci przygotowano kącik plastyczny, a dla dorosłych zorganizowana była wymienialnia książek. Dla chętnych była również możliwość zwiedzenia dworku Piłsudskiego.
       Rajd zaliczamy do bardzo udanych. Pierwszy raz wybraliśmy się z naszą córką na tak długą wycieczkę. Przejechaliśmy około 50 km, cała wyprawa trwała około 7 godzin. Mieliśmy trochę obaw jak Anielka zniesie tak długą wycieczkę, ale okazało się, że córka była zachwycona. Na postojach chętnie biegała i bawiła się z innymi dziećmi. Gdy przyszła pora drzemki po prostu usnęła w przyczepce i przespała ponad półtorej godziny. Zregenerowana miała mnóstwo siły na zabawę, gdy dotarliśmy na piknik kończący wycieczkę. A po dotarciu do domu nagrodziła nas brawami. Zachęceni już planujemy kolejne wycieczki, oby tylko pogoda dopisała.

    No to ruszamy
    Zadowolony pasażer wygląda tak :-)


    Na trasie

    Drzemka, nie przeszkadzać!

    Żółta szóstka

       Pod koniec kwietnia, gdy w końcu pogoda pozwoliła na wyjazd w teren z Anielkowozem, postanowiliśmy "zaliczyć" wawerską "Żółtą szóstkę". Jest to szlak rowerowy po lesie Sobieskiego tworzący ok. 6 km pętlę. Jak podają autorzy "szlak został wytyczony (przy udziale dzieci) z myślą o rodzinach i osobach mniej doświadczonych".
       Szlak zaczyna się przy ul. Kościuszkowców i prowadzi w całości po terenach leśnych. Większa część trasy prowadzi szerokim duktem leśnym, tylko w jednym miejscu trzeba przeciskać się przez wąską dróżkę obrośniętą krzakami. Miejsce jest godne polecenia, m. in. ze względu na panujący w lesie Sobieskiego spokój. Turystów tu niewielu, można spokojnie nacieszyć się przyrodą :-) Nie to co w lesie Kabackim, gdzie w sezonie frekwencja jest taka, że co i rusz trzeba przeciskać się przez tłum. Ciężko się tam jeździ rowerem, z Anielkowozem nawet nie myślimy się tam pchać...
       Na tej wycieczce Anielce towarzyszyła kuzynka - 3 letnia Emilka. Zabranie starszego dziecka było strzałem w dziesiątkę. Emilka zajęła się Anielką niemal jak dorosła, podawała jej smoczka, picie i czytała książeczkę. Anielka była spokojna, a my nie musieliśmy co chwila przystawać na podanie smoka.
       Tego dnia przejechaliśmy ok. 26 km. Większość trasy wiodła drogami asfaltowymi, jedynie 6 km po lesie Sobieskiego przejechaliśmy terenem.
       Nie wzięliśmy aparatu, więc tylko jedna fotka zrobiona komórką:


    sobota, 17 maja 2014

    Wersja spacerowa

      Zanim wypróbowaliśmy przyczepkę na odrobinę dłuższej trasie niż przysłowiowe "dookoła domu", nadarzyła się okazja, aby wypróbować przyczepkę w wersji spacerowej. W niedzielę 13 kwietnia postanowiliśmy wybrać się z naszymi przyjaciółmi (również aktywnymi turystycznie, tylko bardziej w stronę gór) na leniwy spacerek po Puszczy Kampinoskiej. Przy wyborze trasy zainspirowaliśmy się wskazówkami ze strony http://www.dzieciakiwplecaki.pl/ i wybraliśmy pętlę od Izabelina do Lasek i z powrotem. Tutaj mała dygresja - gorąco polecamy powyższą stronę, można na niej znaleźć wiele pomysłów na aktywne spędzenie czasu z dziećmi w całej Polsce. Autorzy strony prowadzą również sklep z przyczepkami rowerowymi, oferują także ciekawą usługę pod nazwą Centrum Testów - zanim zdecydujemy się na zakup przyczepki możemy ją wypożyczyć i przetestować, więcej informacji tutaj.
      Wracając do spacerku - wspomniana pętelka liczy ok. 3 km, prowadzi z parkingu przy budynku Dyrekcji KPN w Izabelinie do Leśnego Ogródka Botanicznego w Laskach. My ją trochę zmodyfikowaliśmy i zajrzeliśmy jeszcze na cmentarz przy Zakładzie dla Niewidomych w Laskach. Na tym urokliwym leśnym cmentarzyku pochowani są założyciele i osoby związane z Zakładem, a także kilka znanych osób, spoczywają tutaj m. in. pisarz Marian Brandys wraz z żoną Haliną Mikołajską-Brandys, poeta Antoni Słonimski czy pisarz Zbigniew Kubiak. Na cmentarzu tym został pochowany również Tadeusz Mazowiecki.
      Cały spacerek wspominamy bardzo miło, nasz Qeridoo sprawdził się znakomicie na szerokich ścieżkach Parku, bez trudu radził sobie z wystającymi korzeniami na drodze, mimo gabarytów prowadził się naprawdę lekko. I co najważniejsze - Anielce też się podobało :-)

    Kilka fotek z wycieczki:

    Nasz Qeridoo w wersji spacerowej
    Ekipa prawie w komplecie

    Mamuśka za sterami


       

    Pierwsze przejażdżki

        I tak po długich poszukiwaniach, w dniu kiedy nasza córka kończyła 18 miesięcy, zamówiliśmy wybraną przez nas przyczepkę. Rzec by można, że dopiero teraz, bo ja i mąż jesteśmy zapalonymi turystami rowerowymi i mąż gotowy był kupować przyczepkę już w zeszłym roku. Dla mnie jednak było za wcześnie. W minione wakacje córka miała ledwie 9 miesięcy. Ja wiem, że są specjalne wkładki dla niemowląt, że podobno dzięki nim dziecko jest zabezpieczone jak w nosidełku, w którym jeździ samochodem, ale jakoś dla mnie to było za wcześnie. I tak zdecydowaliśmy z mężem, że rozpoczniemy przygodę z przyczepką rowerową dopiero w tym roku. 
      Pierwsze wypady z przyczepką były bardzo krótkie, na pół godziny, godzinę, zawsze do jakiegoś atrakcyjnego dla córki celu - plac zabaw czy osiedlowy bazarek (tak, tak, dla naszej Anielci to wielka atrakcja;-). I córka musiała mieć czas, żeby się przekonać, że w przyczepce jej się podoba i my musieliśmy nauczyć się jeździć z przyczepką. Oj tak, bo jeździć rowerem bez przyczepki i jeździć z przyczepką, to dwie różne sprawy. Rower inaczej skręca, inaczej hamuje, nasza przyczepka jest dość szeroka, trzeba uważać, żeby wszędobylskie słupki "wpuściły" nas na ścieżkę itp.
        Pierwszą jazdę próbną odbył dziadek, jak widać podobało się :-):


         Po kilku bliższych przejażdżkach postanowiliśmy wypuścić się odrobinę dalej, ale o tym w kolejnym poście.

    czwartek, 15 maja 2014

    Początek...

      Na początku było pytanie: jaką przyczepkę wybrać? Bo, że przyczepkę, a nie fotelik było jasne od początku. A to z tego względu, że od razu zakładaliśmy, że będziemy wypuszczać się na zdecydowanie dalsze wyprawy. Rowerem z fotelikiem jechać gdzieś dalej - nie bardzo...
      Poszukiwania wymarzonego Anielkowozu trwały długo. Najpierw było przeszukiwanie internetu w poszukiwaniu informacji o tym, czym kierować się przy wyborze. Potem przeszukiwanie aukcji internetowych z nadzieją, że trafimy na jakąś perełkę, najchętniej Chariota, najchętniej na tyle blisko, żeby nie trzeba było po nią jechać na drugi koniec Polski i najchętniej za bardzo przystępną cenę...
    Perełki nie znaleźliśmy. Zdecydowaliśmy więc, że ustalimy ile możemy maksymalnie wydać i w tej cenie poszukamy czegoś nowego. Szybko nasz wybór zawęził się do dwóch modeli: przyczepki Burley Honey Bee i przyczepki Qeridoo Speedkid 2. Skontaktowaliśmy się z przedstawicielami obu firm, obejrzeliśmy obie przyczepki "na żywo" i z pełnym przekonaniem wybraliśmy Qeridoo.
      Co nas przekonało do wybrania przyczepki mało znanej niemieckiej firmy? Przede wszystkim amortyzatory. Jest to chyba jedyna przyczepka w tej klasie cenowej z amortyzatorami w zestawie na polskim rynku. Ponadto przyczepka ma wygodne siedzenia, zagłówki, pasy z pokrowcami, możliwość przełożenia pasów na środek przy przewożeniu jednego dziecka, dużo miejsca w części pasażerskiej, spory bagażnik i kółko do spacerówki w zestawie. Jej zalety długo by jeszcze wymieniać. Z wad na ten moment mogę wskazać na szerokość przyczepki, nie w każdą furtkę się mieścimy. Zapewne z czasem zarówno jedna jak i druga lista będzie się wydłużać. A tymczasem wsiadamy na rower i wyruszamy!




    środa, 14 maja 2014

    Kim jestem i o czym ten blog?

    Witajcie,
    to mój pierwszy blog, dopiero zaczynam, więc najpierw muszę ogarnąć jak to działa :-)

    Kilka słów o autorce
    Najkrócej rzecz ujmując - rowerowa mama małej Anielki. Z czasem pewnie napiszę o sobie coś więcej. Na początek wystarczy.

    O czym ten blog?
    Bloga postanowiłam pisać, aby z pamięci nie uleciały bliższe i dalsze wyprawy rowerowe z naszą córeczką. Jeździmy głównie po Warszawie i okolicach.

    A zatem do dzieła! Sobie życzę wytrwałości, a Wam miłej lektury! Zaczynamy!