niedziela, 26 czerwca 2016

Pielgrzymka rowerowa Kalety - Lubliniec



W upalną sobotę 25 czerwca 2016 r. Sekcja Turystyki Kolarskiej w Kaletach już po raz piąty współorganizowała pielgrzymkę parafialną. Tym razem pątnicy udali się do Klasztoru Ojców Oblatów  w Lublińcu, a  dokładnie do Kościoła Jubileuszowego św. Stanisława Kostki.
Z naszej Rodzinki w pielgrzymce wziął oczywiście udział Tata, jako jeden ze współorganizatorów, a także Babcia i Dziadek. Tym razem tata wziął kompletną przyczepkę (rok temu zapomniał wziąć kół ;-) i w pielgrzymce brała udział również Anielka.
W pielgrzymce wzięło udział 70 pielgrzymów, wszyscy ubrani w jednakowe pomarańczowe koszulki ufundowane przez Urząd Miasta w Kaletach. Na trasie pielgrzymki pątnicy odwiedzili m. in. źródełka w Krywałdzie, Kościół NMP na Kokotku, a w drodze powrotnej Kościół św. Trójcy w Koszęcinie.

niedziela, 19 czerwca 2016

Gassy raz jeszcze



                Kolejną czerwcową niedzielę również spędziliśmy rowerowo. Tym razem wybraliśmy się na wycieczkę, którą tata i Anielka zrobili z wujkiem Maćkiem rok wcześniej. Na wycieczce towarzyszyła nam Monika, którą poznaliśmy na wycieczce na Torfy.
                Trasa wiodła nas z domu, przez Międzylesie, gdzie spotkaliśmy się z Moniką, na plażę nad Świdrem w Józefowie. Tutaj korzystając z pięknej pogody zrobiliśmy sobie dłuższy postój. Z plaży udaliśmy się obrzeżami Otwocka do Karczewia, skąd pojechaliśmy na przystań promową. Promem pokonaliśmy Wisłę i z Gassów przez Ciszycę dotarliśmy do Wału Zawadowskiego, którym dojechaliśmy do Mostu Siekierkowskiego, a stamtąd już prosto do domku.
                Tego dnia było bardzo gorąco, dlatego też z radością drugi dłuższy przystanek na trasie zrobiliśmy sobie w maleńkiej knajpce przyjaznej rowerzystom na Wale Zawadowskim. Tam Malwinka, która zaledwie cztery dni wcześniej postawiła pierwsze kroki, trenowała chodzenie. A my posililiśmy się pysznymi lodami i odpoczęliśmy w cieniu dającym przyjemny chłód.
                Mimo naprawdę upalnej pogody wróciliśmy do domu zadowoleni z pomysłami na kolejne wspólne wycieczki.



sobota, 18 czerwca 2016

Z Wilgi do Garwolina z... "Och, Ty mordo!"

              W minioną niedzielę 12 czerwca razem z Dziadkami wybraliśmy się na wycieczkę rowerową z Wilgi do Garwolina. Do Wilgi dotarliśmy samochodem. Auto pozostawiliśmy na parkingu w Wildze, tu przesiedliśmy się na rowery.
                  Pierwszym celem naszej wycieczki było Mini zoo w Cyganówce. O istnieniu tego miejsca dowiedzieliśmy się z Internetu i postanowiliśmy zobaczyć je z naszymi córkami. Na miejscu okazało się, że więcej jest zwiedzających niż zwierząt, i w ogóle jakieś takie smutne wrażenie na nas zrobiło to miejsce. A w dodatku te nieliczne zwierzęta, które można tam zobaczyć, były odgrodzone od zwiedzających, a może właściwsze byłoby użycie słowa "gapiów", lichą siatką, w której gdzieniegdzie wionęły dość spore dziury. Aż dziw, że zwierzęta jeszcze nie pouciekały. Jednak i tutaj spotkało nas ciekawe wydarzenie, a mianowicie niemalże na naszych oczach sarenka urodziła młode. Anielka z zafascynowaniem oglądała małe sarniątko i to jak się nim opiekuje jego mama tuż po porodzie, czyści je, pomaga wstać, znaleźć cycusia.


                   Z Cyganówki przez Budy Uśniackie, Wolę Rębkowską udaliśmy się do Miętnego. I do tego miejsca przywiodły nas rekomendacje z Internetu. Niestety chyba się trochę "spóźniliśmy", bo dworek, który opisywany był jako Centrum Konferencyjne, miejsce w którym można organizować wesela itp. stał zamknięty na głucho, a w okalającym go parku porosła trawa do kolan. Tak więc zamiast ciepłego obiadku, musiał nam wystarczyć piknik na trawce.




                    Kolejnym przystankiem na naszej rowerowej drodze był Garwolin. I tu bardzo duże pozytywne zaskoczenie, ponieważ droga, którą się do niego wjeżdża ma wydzielony specjalny pas dla rowerów. Rozwiązanie, które na szczęście zaczyna się pojawiać w coraz większej ilości miast w Polsce. W Garwolinie przystanęliśmy chwilę na ciepłą zupkę i ponieważ czas naglił dość szybko wyruszyliśmy w drogę powrotną.
                       Tym razem rowerowy szlak prowadził nas po lokalnych drogach równoległych do krajówki, a niekiedy wyprowadzał nas w las, aby nie powiedzieć "w pole". Jednak woleliśmy trochę terenowej nawierzchni i leśnego kurzu od przemykania między autami po krajówce.

                           Zmęczeni, ale pełni kolejnych pięknych wspomnień dotarliśmy do Wilgi, skąd samochodem wróciliśmy do domu.
                           A teraz kilka słów wyjaśnienia - o co chodzi z tą "mordą" w tytule? Było to tak. Tata przed wycieczką pakuje sprzęt i pyta mnie czy nie widziałam jego liczniczka. Mówię, że nie, ale żeby się nie martwił, bo ja będę jechać z endomondo. W tym momencie pojawia się mama z pytaniem czy znalazł się liczniczek. Na to tata, że nie, ale że Agata będzie jechała z "Och, Ty mordo". No i tak właśnie sobie cały dzień podróżowaliśmy, a nasza trasa pięknie zapisywała się na "Och, Ty mordo" ;-) I według endomondo przejechaliśmy ok 50 km. Było super!