wtorek, 23 kwietnia 2019

Rowerowy Śmigus-Dyngus

      Lubimy świętować, ale z umiarem ;-) Dlatego też po spędzeniu prawie całej niedzieli za wielkanocnym stołem, w drugi dzień Świąt postanowiliśmy się trochę poruszać. A ponadto była do tego idealna okazja - mój klub rowerowy WKK Wektor spotykał się na Młocinach na tradycyjne "Jajeczko" czyli wielkanocne spotkanie braci kolarskiej.
         Niezrażeni tym, że pogoda nie była już tak idealna jak w niedzielę Wielkanocną, wsiedliśmy na nasze dwukołowce i ścieżką rowerową nad Wisłą ruszyliśmy w kierunku Mostu Północnego. Tam przejechaliśmy na drugą stronę rzeki i zjechaliśmy wprost do Parku Młocińskiego, gdzie członkowie Wektora już świętowali zgromadzeni pod jedną z turystycznych wiat. Zgodnie z tradycją, i w duchu filozofii "zero waste" każdy przywiózł na spotkanie smakołyki, które zostały mu ze świątecznego stołu. Oj było co jeść ;-)
     Niestety pogoda z minuty na minutę stawała się coraz gorsza, więc nie mogliśmy zbyt długo ucztować, bo jeszcze mieliśmy przed sobą ok 22 km drogi powrotnej do domu. Gdy do tego zaczął siąpić deszcz, chcąc nie chcąc, pożegnaliśmy się z naszymi rowerowymi kolegami (którzy mieli do domu zdecydowanie bliżej) i ruszyliśmy w stronę domu.

Pogoda z minuty na minutę robiła się gorsza


      Nasze dzieci niezrażone pogarszającą się pogodą postawiły sobie za cel rodzinne lody na nadwiślańskich bulwarach... Cóż było robić - smagani wiatrem dotarliśmy do jednej z niewielu otwartych tego dnia knajpek i schroniwszy się w jej zacisznym wnętrzu, zasiedliśmy do lodowej uczty. A właściwie nasze dzieci zasiadły, bo my z Grzesiem zdecydowanie bardziej mieliśmy ochotę na gorącą kawę, niż przeraźliwie zimne lody ;-)
Na Bulwarach ludzi wywiało
Selfiaczek na Bulwarach musi być

Pędzimy na lody
       Po lodach okazało się, że wiatr nabrał już takiej siły, że Anielka - aby jej wiatr nie porwał, musi przesiąść się ze swojego roweru do przyczepki. Na szczęście jej rower mogliśmy zaczepić za pomocą holu rowerowego do mojego roweru. Tak przygotowani pognaliśmy w stronę domu. Ileż było śmiechu, gdy ludzie widzący mnie pędzącą z przyczepionym pustym dziecięcym rowerem krzyczeli za mną: "dziecko pani zgubiła" ;-)


Trasa - długość 45,61 km

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz